22 stycznia 2012

o mój boże. długo mnie tu nie było. 
nie miałam nawet na to czasu a właściwie to zapomniałam, że jeszcze mam blogspota.


***
dziwne uczucie mieć przyjaciół a czuć się cholernie samotnym, prawda? czasami mamy uczucie beznadziejności, że jesteśmy nikomu niepotrzebni, ze każdy ma nas gdzieś i jesteśmy tylko po to, aby budzić się, iść do szkoły, wracać do domu i znowu iść spać. czasami chcemy zasnąć na dłuższy okres czasu, przespać swoje problemy. jednak.. czy to jest wyjście z sytuacji? umiemy stawić czoła największemu złu tego świata, ale.. dlaczego jest tak ciężko wybaczyć coś osobie, która jest dla nas tak cholernie ważna, której nie chcemy stracić? dlaczego rozpadają się związki, które są idealne, piękne i nie można nic im zarzucić? dlaczego dzieli się ludzi na lepszych i gorszych? dlaczego w dzisiejszych czasach pieniądz rządzi nami, a nie my pieniądzem? dlaczego nie umiemy zmierzyć odległości między miłością a przyjaźnią? dlaczego.. dlaczego. no właśnie DLACZEGO? tyle pytan, a tak mało sensownych odopowiedzi. wariuję, przepraszam.

' ja muszę odejść stąd, dobrze to wiem, więc.' 

28 sierpnia 2011

Co trzeba zrobić, aby stać się człowiekiem, którego się kocha?
Jak wiele tajemnic mamy w sobie? Jak, co, gdzie, kiedy?. Pytania bez końca cisnące się na usta.

Co trzeba zrobić aby stać sie człowiekiem, który kocha?
Najtrudniejsze z pytań? A może to wymówka, okazja na łatwiznę życiową... Znam niestety odpowiedź na te pytania. Ta odpowiedź przywołuje przeszłość.

Co trzeba zrobić aby stać się człowiekiem, który potrafi przestać kochać?
Zagadka? Och nie. Znam i tą odpowiedź.

Czas był dla Ciebie łaskawy, przypuszczam. A przynajmniej wierzę w to, pozwolił Ci stanąć twarzą w twarz z Twoimi marzeniami. A były one wielkie...
Co trzeba zrobić by milczeć i żyć szczęśliwie? Czy cokolwiek trzeba robić? Pytać ludzi o zgodę gdy wbiło im się nóż w plecy? Raz jeszcze - Nie!!! A może to kwestia ironii losu, że dając im serce odkrywamy, że jest z nim coś nie tak. Że to, co trzymamy na wyciągniętych dłoniach to tylko kawał mięcha chlaśnięty rzeźniczym nożem. 

bez sensu.

25 sierpnia 2011

dziewięć

zwykły dzień, zwykły czwartek. piąta rano, jakoś nie mogłam zasnąć. jednak zasnęłam, obudziłam się o dziesiątej. postanowiłam posprzątać. znalazłam pudełko, było stare i zakurzone. odświeżyłam je a w środku znalazłam zdjęcia z dziadkowej młodości. usiadłam i starałam się powstrzymać łzy, ale nie potrafiłam. wiedziałam, że dziadek był cudowny, ale nie wiedziałam, że był TAKI przystojny. schowałam się z tymi pamiątkami u siebie w pokoju, nie chciałam, aby babcia widziała, że siedzę i popłakuje. ona się napłakała, już jej wystarczy. obejrzałam wszystkie zdjęcia, byłam zachwycona, że miałam w rodzinie kogoś, kto zdążył spełnić wszystko co sobie zaplanował, poza jednym, ale spełniło się to po jego odejściu, myślę, że jest z tego zadowolony.
może nie ma go tutaj, może nie mogę iść do niego i ot tak się przytulić, ale wiem jedno. mam go ze sobą, w swoim sercu. nieważne gdzie będę, on zawsze będzie ze mną. pamięć o nim nie wygaśnie, jestem pewna, że kiedyś opowiem swoim dzieciom, że miały wspaniałego pradziadka.
czasami siadam w oknie i szukam jego sylwetki, nadal mam cholerną nadzieję, że wróci, że to wszystko co się wydarzyło jest po prostu ZŁYM KOSZMAREM..

24 sierpnia 2011

osiem

późny wieczór, nie umiałam określić godziny, ale zamykali już okoliczny sklep monopolowy, więc musiało być coś koło dwudziestej trzeciej. w okolicach parku siedzieli panowie po dobrych kilku piwkach, nie przechodziłam koło nich. nie to, że się bałam - przecież miałam ze sobą psa, ale nie chciałam wdawać się z nimi w dziwne rozmowy. nagle się potknęłam, cholerny kot na dodatek czarny musiał przebiec mi drogę. nienawidzę kotów, a zarazem je uwielbiam. dziwna jestem, wiem to. zapomniałam smyczy, a ten głupi pies znowu gdzieś poleciał. nie wracał na moje zawołanie, ale wróci. zawsze wracał. nastała cisza. nie lubię takiej ciszy, bo wtedy wracają wspomnienia. niektóre wspomnienia są fajne, ale inne.. nie bardzo je lubię. nie lubię wracać do starych czasów. przechodził koło mnie jakiś pan prowadząc rower i nucił jakąś melodie. pomyślałam : cholera, skądś ją znam. słuchając uważnie tej melodii postanowiłam odpalić papierosa. zazwyczaj nie palę, ale czasami muszę, aby się odprężyć. nie mogłam znaleźć zapalniczki, pewnie znowu zostawiłam ją w innych spodniach, cholera. zmarnowałam kilka minut na szukanie zapalniczki, aby skrócić część życia przez zapalenie głupiego papierosa. przypomniałam sobie co to za melodia, przecież to refren naprawimy to - GrubSona. widocznie mężczyzna miał jakiś problem, ale mimo wszystko wierzył, że wszystko uda się naprawić.  nagle zaczęłam sobie wspominać stare, ale zarazem dobre czasy. po policzku spłynęła mi łza. powiedziałam sama do siebie, że pora się ogarnąć. zawołałam psa, na szczęście przyszedł. wyszłam z parku, wróciłam do domu okrężną drogą, ale to nic nie dało. w domu wtuliłam się w poduszkę i próbowałam zatrzymać łzy, nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się o piętnastej dnia następnego. jakby nigdy nic uśmiechałam się sama do siebie.
dziwne to, cholernie dziwne..

'komu mam wierzyć, co nazwać zaufaniem.'

23 sierpnia 2011

siedem

jakiś tam z kolei poranek sierpnia.ranek, jeszcze chłodno , ale zapowiada się na dość słoneczny dzień. ubrałam się i wyszłam do ogrodu. właśnie przebywałam u cioci, musiałam odpocząć od wszystkiego i wszystkich. nie pamiętam czy było mi ciepło czy zimno. wyszłam jak stałam. usiadłam na ławce. wiał lekki wiatr, ale mimo wszystko było ciepło. łzy ciekły mi po policzku, takie normalne i ludzkie łzy. nie było przepełnione ani smutkiem, ani żalem. prędzej bezsilnością.byłam zmęczona i chyba właśnie to było powodem tej melancholii panującej wszędzie na około. a w myślach tylko tekst jakiejś durnej piosenki, która prócz tego że jest nie mówi nic. sama nie wiem na co czekałam.
zastanawiałam się czy jeszcze kiedyś go spotkam. nigdy nie pomyślałam, że mogę w tak krótkim czasie zatęsknić za jego skrytym uśmiechem, za jego przepięknymi zielonymi oczami. wstałam i nagle ogarnął mnie chłód. jakby tu był ze mną, był duszą. poczułam się nieswojo..  postanowiłam wejść do domu.
zwariuje przez te wszystkie chwile, kiedy mam wrażenie, że otaczasz mnie, że jesteś ze mną mimo iż odszedłeś dwudziestego trzeciego maja dwa tysiące jedenastego roku.
spojrzałam w lustro. miałam opuchnięte oczy, byłam blada. powiedziałam sama do siebie : jesteś żałosna.
położyłam się i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale obudziłam się po południu. niebo było zakryte chmurami. w  jadalni znalazłam kartkę, że ciocia wyjechała. akurat teraz, kiedy jej tak cholernie potrzebowałam, kiedy chciałam porozmawiać z kimś mądrzejszym od siebie.
zgniotłam kartkę, spakowałam się i pojechałam do domu. musiałam zacząć od nowa.

słuchanie kwejk.fm pobudza moje dziwne myślenie, a czytanie różnych artykułów w internecie powoduje chęć do pisania..