23 sierpnia 2011

siedem

jakiś tam z kolei poranek sierpnia.ranek, jeszcze chłodno , ale zapowiada się na dość słoneczny dzień. ubrałam się i wyszłam do ogrodu. właśnie przebywałam u cioci, musiałam odpocząć od wszystkiego i wszystkich. nie pamiętam czy było mi ciepło czy zimno. wyszłam jak stałam. usiadłam na ławce. wiał lekki wiatr, ale mimo wszystko było ciepło. łzy ciekły mi po policzku, takie normalne i ludzkie łzy. nie było przepełnione ani smutkiem, ani żalem. prędzej bezsilnością.byłam zmęczona i chyba właśnie to było powodem tej melancholii panującej wszędzie na około. a w myślach tylko tekst jakiejś durnej piosenki, która prócz tego że jest nie mówi nic. sama nie wiem na co czekałam.
zastanawiałam się czy jeszcze kiedyś go spotkam. nigdy nie pomyślałam, że mogę w tak krótkim czasie zatęsknić za jego skrytym uśmiechem, za jego przepięknymi zielonymi oczami. wstałam i nagle ogarnął mnie chłód. jakby tu był ze mną, był duszą. poczułam się nieswojo..  postanowiłam wejść do domu.
zwariuje przez te wszystkie chwile, kiedy mam wrażenie, że otaczasz mnie, że jesteś ze mną mimo iż odszedłeś dwudziestego trzeciego maja dwa tysiące jedenastego roku.
spojrzałam w lustro. miałam opuchnięte oczy, byłam blada. powiedziałam sama do siebie : jesteś żałosna.
położyłam się i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale obudziłam się po południu. niebo było zakryte chmurami. w  jadalni znalazłam kartkę, że ciocia wyjechała. akurat teraz, kiedy jej tak cholernie potrzebowałam, kiedy chciałam porozmawiać z kimś mądrzejszym od siebie.
zgniotłam kartkę, spakowałam się i pojechałam do domu. musiałam zacząć od nowa.

słuchanie kwejk.fm pobudza moje dziwne myślenie, a czytanie różnych artykułów w internecie powoduje chęć do pisania..

1 komentarz: